Dzieci w Wiśle topią Marzanę, wiosna się zbliża szybko.
A gdyby jej nie utopili byłaby dla nich może złotą rybką?
Wdzięczna za życie ocalałe, może ma rodzinę? Brata?
Lecz teraz idzie do rzeki za karę. Pod rękę kata – przedszkolaka…
Jest ciemno. Na rynku nikogo. W kałuży cicho gołąb kroczy.
W kraju wciąż trwa wojna. Lecz każdy swój wewnętrzny problem w głębi toczy.
Widzę kamienice. Stare, jakby jeszcze sprzed wieków ostały.
Dziewczynki na bruku rysują zabawy. Jedna śmiechem wzdycha – wszystkie się roześmiały.
Obok chłopcy grają w kulki. Stukają o siebie szkiełka na bruku.
Grają w raz, dwa trzy, lub niektóre w a kuku.
Dalej, za zakrętem biegają większe, lub dorosłe dzieci,
Ktoś gdzieś z kimś się śmieje, ktoś wyrzuca śmieci,
A ja tylko patrzę, na ten kraj maleńki,
Chociaż ja z nim w porównaniu – jestem maciupeńki.
Rozkładam skrzydła, zeskakuję z gałązki,
Mam w głowie zdarzenia – jak obrazów cząstki.
Lecę ja - wróbelek, przez ten dziwny świat,
Tu zakwitnie pączek, tam zakwitnie kwiat,
Mam w oczkach mych dobroć, chcę ją światu dać!
Świat jednak brutalny – nie chce jej od wróbla brać.